MENU GŁÓWNE:
Jaki jest HOVAWART:
Chcę mieć HOVAWARTA:
Mam HOVAWARTA i co dalej?
Nasze psy:
Ot, fotka:
 

najbardziej psi ze wszystkich psów -  HOWAVART

 

<< powrót do działu SZKOLENIE <<

SZKOLENIE POZYTYWNE:

... o co w tym właściwie chodzi?

Na tej stronie, a także w innych miejscach, często pojawią się sformułowania "metody pozytywne" lub "szkolenie pozytywne". Nie dla wszystkich są one oczywiste, tym bardziej, że ten "pozytywizm" dwudziestego pierwszego wieku bardzo się różni od tradycyjnych, opartych na teorii dominacji metodach szkolenia, które do niedawna uważane były za obowiązujące.

O czym rozmawiamy?
O metodach pozytywnych napisano już wiele, a można by pewnie jeszcze więcej. W dużym skrócie: opierają się one na założeniu, że pies jest z natury istotą interesowną i robi to, co przynosi mu korzyść, w naturalny sposób porzucając zachowania, które korzyści nie przynoszą.

Jak się to przekłada na życie codzienne?
Załóżmy, że nasz pies uwielbia wylegiwać się na kanapie, a my wolelibyśmy, żeby ogrzewał nam stopy leżąc na podłodze. Musimy tę sytuację przedstawić tak, żeby psu opłacało się tylko i wyłącznie leżenie na podłodze, a nie na kanapie. Jak to zrobić?
Pies, jak co dzień wchodzi do pokoju. Podchodzi do kanapy i zanim zdąży na nią wejść wydajemy mu np. komendę siad. Pies siada, dostaje za to rewelacyjny smaczek i jest wychwalony od niebiosa. Ale smaczek się kończy, więc pies włazi na kanapę i trąca nas nosem, żebyśmy go głaskali. My go ignorujemy. Trąca jeszcze bardziej, ale dalej udajemy, że na kanapie nie ma żadnego psa. Pies zaczyna się zastanawiać, co się stało, będzie próbował różnych zachowań, ale chodzi o to, żeby ponownie zwrócić na niego uwagę i wylewnie nagrodzić dopiero wtedy, kiedy znajdzie się na podłodze. Po jakimś czasie pies zorientuje się, że leżenie na kanapie nie przynosi żadnych korzyści, natomiast nadzwyczaj opłaca się leżenie u stóp pana na dywanie. Tę samą metodę można zastosować w stosunku do innych zachowań psa: nie opłaca się skakać na ludzi, bo smaczki i zabawa zaczynają się wtedy, kiedy wszystkie cztery psie łapy znajdują się na podłodze, nie opłaca się żebrać przy stole, bo najlepsze kąski znajdują się we własnej misce.

Cały sekret tego podejścia polega na dawaniu psu w pełni dla niego zrozumiałych sygnałów, że dane jego zachowanie jest dla nas dobre (co dla psa oznacza: "wiążące się z dużą ilością parówki w nagrodę"), a inne złe, czyli nie wywołujące żadnego efektu (a przecież każdy pies woli dostać parówkę niż jej nie dostać, prawda?). Dla psa nie ma bardziej czytelnej informacji, że to co robi jest w porządku, niż błyskawicznie zafundowana mu nagroda, a inaczej mówiąc wzmocnienie pozytywne.

Przykładów i zastosowań jest mnóstwo, ale na początek najważniejsze polecenie, jakie pies musi umieć wykonać bezwarunkowo, czyli mogące uratować mu życie "do mnie". Już od pierwszych chwil życia z psem pod jednym dachem nagradzajmy go za każde podejście do nas. Bardzo szybko wyrobi się pozytywne skojarzenie: "podchodzę do pani i zaraz dostaję coś pysznego, super, będę podchodzić częściej!". Tak wychowany pies będzie starał się mieć nas zawsze na oku, często sygnalizować swoją obecność i wracać na zawołanie ze świadomością, ze jak wróci, to stanie się coś dobrego.

Tak samo łatwo można niestety wyrobić negatywne skojarzenie i trzeba się bardzo pilnować, żeby tego nie zrobić: jeśli zawołamy psa do siebie, a kiedy podejdzie rzucimy się na niego z wacikiem do czyszczenia uszu, szybko dorobimy się psa, który do nas nie podchodzi, bo się boi, że spotka go coś nieprzyjemnego. Inny przykład: wołanie psa w czasie spaceru, żeby zapiąć mu smycz i zabrać do domu. Nie powinniśmy się dziwić, że drugi raz nie podejdzie, skoro z tą czynnością wiąże się utrata tego, co dla niego cenne.

Żeby łatwiej to sobie wyobrazić, odnieśmy tę metodę do naszego życia. W jakiej sytuacji chętniej będziemy zmywać naczynia: kiedy po umyciu każdego talerza dostaniemy czekoladkę, czy jeśli po każdej smudze zostawionej na szklance dostaniemy w łeb? W którym przypadku będziemy bardziej lubili naszego "nadzorcę"...? W którym czynność zmywania będzie dla nas przyjemniejsza...?

Psa wychowywanego i szkolonego metodami pozytywnymi, czyli na zasadzie wzmocnień pozytywnych (nagradzanie za każde dobre zachowanie, nawet najdrobniejsze, ignorowanie zachowań niepożądanych w celu ich wygaszenia) łatwo rozpoznać już na pierwszy rzut oka. Taki pies idzie obok swojego przewodnika wesoło, swobodnie, często zaglądając mu w oczy i równie często dostaje do pyska smaczki, reaguje na polecenia wypowiadane cichym spokojnym głosem.

Szczegółowe informacje o szkoleniu pozytywnym można znaleźć w wielu książkach wydanych już na naszym rynku. Warto np. zwrócić w nich uwagę na sposoby radzenia sobie z zachowaniami samonagradzającymi, które same w sobie są wzmocnieniem danej czynności, jak np. szczekanie, gryzienie czy skakanie. Polecamy zwłaszcza takie tytuły:

Czym się różnią od siebie metody tradycyjne i pozytywne?
Metody tradycyjne opierają się na teorii dominacji, w którą wierzono przez całe lata, wywodząc ja z obserwacji stad wilków. Na podstawie tych badań wysnuto wniosek, że szczenię wilka jest dominowane przez starsze osobniki poprzez wywracanie go na plecy, co uczy go uległości, i przeniesiono to zachowanie na bliskich kuzynów wilka, czyli psy domowe. Ludzi i psa potraktowano jako stado, które musi mieć przywódcę, a w domyśle założono, że przywódcą tym będzie chciał się stać oczywiście pies. Żeby mu to uniemożliwić, trzeba go zdominować i przesunąć na ostatnie miejsce w hierarchii rzekomego stada. Dominowanie zaczynało się już od pierwszych chwil życia szczeniaka w nowym domu i polegało np. na wywalaniu go na łopatki i przyciskaniu do ziemi tak długo aż przestanie się wyrywać. Miało to świadczyć o uległości psa, który miał już nigdy nie "podskakiwać" swojemu panu, czyli wielkiemu i groźnemu osobnikowi alfa.
Dalsze szkolenie odbywało się metodami siłowymi na zasadzie: pies wykona ćwiczenie, bo będzie bał się go nie wykonać. Wie, że za każde nieposłuszeństwo czeka go ból w postaci mocnej korekty ciasno zapiętą kolczatką. Takie szkolenie jest pozornie bardzo efektywne i daje szybkie rezultaty. Bite dzieci też są zwykle ciche i posłuszne, ale co z tego, skoro nie ufają nam za grosz, tłumią w sobie złe uczucia i mało, że nie mamy z nimi żadnego kontaktu, to ta skrywana agresja może się odwrócić przeciwko nam. Wiadomo: przemoc rodzi przemoc.

A potem nastąpił przełom. Badacze odkryli, że szczeniaki wilka są oczkami w głowie reszty sfory, która pozwala im się na bardzo wiele i nigdy nie biorą udziału w walce o żadną pozycję w stadzie. Nie są dominowane i same nie dominują. Co więcej: pies domowy przez całe swoje życie pozostaje na poziomie rozwoju szczenięcia wilka, w związku z tym nie przejawia żadnych zachowań dominacyjnych. I wreszcie: w świecie wilków wywrócenie drugiego zwierzęcia na plecy jest jednoznacznym sygnałem mówiącym wprost: Zaraz cię zabiję. To twoje ostatnie chwile przed śmiercią.
Zastanówmy się teraz, co czuje kilkutygodniowy szczeniak, który całym sercem ufa swojemu nowemu panu i nagle zostaje przez niego wywrócony na plecy, co odbiera jako jasny przekaz: pan chce mnie zabić. Jaką więź budujemy z psem, którego po kilka razy dziennie, nawet w dobrej wierze, straszymy śmiercią?

Czym więc są tak zwane zachowania dominacyjne u psów?
Każdy pies dąży do zrytualizowania swojego życia. Najlepiej się czuje w sytuacji, kiedy każdy dzień wygląda dokładnie tak samo, a on dobrze wie, czego może się spodziewać i zna zasady panujące w domu. Zasady są zawsze takie same, każdy członek rodziny zabrania tego samego i pozwala na to samo. Taka byłaby wersja optymalna. Niestety, ciężko zrytualizować życie w takim stopniu, żeby odpowiadało to naszemu psu. Ciężko namówić wszystkich do żelaznej konsekwencji, wreszcie ciężko odmówić czegoś słodko patrzącemu małemu hovkowi. Dużemu zresztą równie trudno… W rezultacie wychowujemy psa, który nie bardzo wie, jak ma się w swoim domu poruszać, na co może sobie pozwolić a na co nie, skoro każdy pozwala na co innego. To dla niego sytuacja trudna do zniesienia, więc bierze sprawy w swoje łapy i sam ustala zasady, którym my siłą rzeczy podporządkowujemy się bardzo szybko. To cała tajemnica. Lekarstwem na "dominacyjne" zachowania psów nie jest kontrdominacja, ale konsekwencja.

Czy psy wychowywane pozytywnie nie są rozpuszczone?
Wielu osobom wydaje się, że metody pozytywne mają coś wspólnego z osławionym bezstresowym wychowaniem dzieci, które w praktyce często wygląda tak, że pozwala im się na wszystko, żeby tylko ich nie zdenerwować.
Psy często nagradzane, a nie karcone nie zamieniają się w rozwydrzone potwory, bo metoda wzmocnień pozytywnych i wygaszania zachowań niepożądanych przez ignorowanie ich jest dla psa bardzo klarowna i czytelna. Pies świetnie wie, co mu wolno, a czego nie i stosuje się do naszych zasad choćby dlatego, że mu się to opłaca.

Co dają metody pozytywne?
Przede wszystkim budują silną więź pomiędzy psem a przewodnikiem; zaufanie, które jest nie do przecenienia. Mamy psa, który nam ufa i nie boi się nas, bo wie, że nie spotka go z naszej strony nic złego. Mamy psa, który nasze polecenia wykonuje dlatego, że tego chce i wie, że będzie to dla niego korzystne, a nie dlatego, że boi się bólu, który zadamy mu, kiedy będzie nieposłuszny.
Mamy psa, który korzysta ze swojego wielkiego potencjału intelektualnego, który myśli, kombinuje, analizuje, prowadzi bilans korzyści i strat. Psa, który i nas zmusza do myślenia i nie pozwala się nam nudzić.

Metody pozytywne nie są zależne od siły fizycznej przewodnika i kontrolę nad psem może mieć każdy, nawet dziecko. Nie liczy się to, jak mocno damy radę skorygować psa smyczą przypiętą do kolczatki, ale to, co zaoferujemy mu za dobrze wykonane ćwiczenie.
Nasz pies nie ma świadomości swojej siły i nie nauczony przez nas, że problemy rozwiązuje się siłą, nie będzie tego robił. Tak, jak przemoc rodzi przemoc, tak spokój rodzi spokój. Pies jest naszym partnerem, a nie przerażoną i zgnojoną kupką nieszczęścia, która kuli się za każdym razem, kiedy podniesiemy rękę, choćby po to, żeby podrapać się po głowie.
Mamy psa przyjaciela, który tysiące lat temu oddzielił się od reszty zwierząt i przeskoczył przez przepaść na stronę człowieka nie po to, żeby się go bać, ale po to, żeby mu służyć i pomagać.

autor tekstu: Julia Wolin

<< powrót do działu SZKOLENIE <<

   

 

 

projekt wykonanie i administracja - Katarzyna Włodarczyk